środa, 28 grudnia 2011

A W DOMU NADAL ŚWIĄTECZNIE

Święta, święta i po świętach...
Nam zleciały błyskawicznie - albo w drodze (podróż do moich rodziców) albo w rozjazdach już tu na miejscu.
Żałuję, że w tym roku atmosferę świąteczną poczułam tak słabo... Nie wiem, czy to brak śniegu, mrozu chociaż delikatnego czy coś innego sprawiło to uczucie.
W mieszkaniu przynajmniej widać, że święta były :) W tym roku mocno starałam się by dekoracji świątecznych było sporo. Większość zrobiłam sama z czego jestem bardzo dumna.
Chyba w domu najbardziej czuję święta :)


Przedpokój

choinka do mój własny wytwór - więcej o niej tutaj










wianek idealnie pasuje do choinki - również ścinkowo-resztkowy :)


środa, 21 grudnia 2011

SESJA ŚLUBNA

Sesja ciut nietypowa :)
Nietypowa była godzina - zdjęcia robione chwilę po ślubie i weselu od 5-tej rano.
Nietypowe miejsce, bo piaskarnia nad Wisłą.
Do tego kilka rekwizytów, przede wszystkim kalosze - ja w różowych a eMek w czarnych, maska do nurkowania, kapelusze - różności.
Całość utrzymana była w mało ślubnym klimacie - nie było parku, mostu czy fontanny, ładnych póz. Za to było czyste szaleństwo, bieganie, skakanie, popychanie - było wspaniale. Było zimno, byliśmy zmęczeni po wszystkim, ale sesja była warta wszystkiego.

Tą wspaniałą przygodę zdjęciową zawdzięczamy naszemu znajomemu - Rafałowi Meszce.
Mamy z Rafałem jeszcze jedną sesję do zrobienia, ale to dopiero w stycznie - efekty pokażę po wszystkim. Będzie to coś niespotykanego. Mój pomysł dla mojego męża :)

Zapraszam na poranne chwile z nami - wschód słońca i MY!



















To zdjęcie uwielbiam - zmęczony, potargany, ale mega sexowny - wrrrrrrrrr ;)



A na koniec taki mały żart nurkowy ;)))


piątek, 25 listopada 2011

DZIEŃ ŚLUBU - 24 WRZESIEŃ 2011

Dzień ślubu…
Mimo że minęło już prawie 3 miesiące od tego dnia, pamiętam go bardzo dokładnie. Minął tak szybko... Wyczekiwanie, szykowanie, kupowanie – a tutaj chwila moment i już kolejny dzień się zaczął.
Ale to co przeżyłam/przeżyliśmy było czymś niesamowitym i wyjątkowym.
Pamiętam, że pierwsze co zobaczyłam za oknem po obudzeniu to słońce i bezchmurne niebo – to była dobra wróżba :)
Czułam się w sumie niby tak jak co dzień a jednocześnie jakoś inaczej. Przede wszystkim byłam ciut podenerwowana i to nie samym faktem przysięgi, tylko tym czy o wszystkim pamiętałam i czy wszystko będzie tak jak powinno. Czy Paulina dojedzie na czas, czy Asia z kwiatami dostarczy wszystko na miejsce, czy mi czasem coś nie pęknie… Totalne głupoty a jednak w głowie siedziały.

Ale Asia dojechała na czas i przywiozła mi przepiękną wiązankę ślubną + bukiecik dla mojej siostry. Było tak jak chciała – różne odcienie różu, storczyki i mieczyki – cudownie po prostu.
Paulina dotarła z niewielkim poślizgiem, ale wyrobiła się ze wszystkim. Umalowała i uczesała mnie tak, że jakbym mogła to bym się popłakała ze szczęścia. I te rzęsy – mega długie i mega gęste.
Suknia wyglądała niesamowicie, biżuteria pasowała idealnie – czułam się dosłownie bosko. Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak pięknie.
Ale powiem szczerze, że padłam jak zobaczyłam mojego przyszłego jeszcze męża. Wyglądał tak, że straciłam mowę. Zamiast stać ładnie w salonie razem z bliskimi, czekać aż podejdzie i się przywita, to rzuciłam się na niego jak szalona. Wariactwo totalne ta moja miłość do niego :)))
Cóż mogę dodać – wszystko się udało.
W kościele było pięknie, ksiądz był wspaniały, uśmiechał się i mówił do nas. Organista pięknie grał i mimo że miał grać tylko na organach tak jak się umawialiśmy, po przysiędze zabrzmiały niesamowite dźwięki trąbki. Łzy stanęły mi w oczach. Nigdy nie zapomnę momentu składania sobie przysięgi. Byłam tak bardzo szczęśliwa a jednocześnie głos łamał mi się z nadmiaru szczęścia i uczuć mną targających w tej jakże ważnej chwili. M całkiem poważny i „twardy” ale widziałam, że bardzo to wszystko przeżywał.
Potem wyjście z kościoła – to ja poprowadziłam mojego męża spod ołtarza – udało mi się. Przejście wśród tylu kochanych twarzy i piękne życzenia, słowa ciepłe i przyjazne od znajomych i przyjaciół, słowa pełne miłości od rodziców i rodzeństwa.
Wesele było cudne. Nigdy nie wytańczyłam się tak jak na własnym weselu. Muzyka była taka jak chcieliśmy, Michał wodzirej bawił nas wspaniale – zwłaszcza wspólne tańce były genialne, a jedzenie smakowało wyśmienicie. Nie mam nic do zarzucenia niczemu. Może jedynie szkoda mi tego, że tak szybko TO minęło...A tak bardzo się bałam wszystkiego.
Natura człowiecza – stresie, ech...

To był wspaniały dzień!

Zapraszam na mini reportaż ślubny