środa, 30 czerwca 2010

MIŁE SŁOWA

Wczoraj wieczorem, późnym wieczorem mieliśmy gości. Para młodych ludzi z ojcem dziewczyny, przyjechała do nas zobaczyć parkiet. Zastanawiają się nad tą samą firmą, z której usług my korzystaliśmy - DREMEX. Właściciel firmy zadzwonił do nas tydzień temu i zapytał czy nie mielibyśmy nic przeciwko. Zainteresowani kupili mieszkanie niedaleko nas, wiec pasowałoby im podjechac do nas.
Parkiet bardzo im się spodobał. Oni myślą również nad dębem ale ułożenie w wersji okrętowej. Chociaż nasza podwójna jodełka z kątowym ułożeniem (45 stopni) bardzo im się spodobała - mają przemyśleć jeszcze wszystko. Oczywiście obejrzeli również mieszkanie. Byli zachwyceni tym co zobaczyli. Zapytali kto projektował nam mieszkanie, z jakiej agencji korzystaliśmy...Ja osłupiałam i powiedziałam, że to moje pomysły i nasze wykonanie. I właśnie wtedy zostałam wychwalona. Słowo daję, aż mi skrzydła urosły :))) Kurcze, wiem doskonale, że mieszkanie wygląda fajnie, włożylismy w niego dużo pracy, wiele pomysłów było mojego autorstwa - nie skopiowałam niczego od innych ludzi - więc takie miłe słowa nabierają zupełnie innego wyrazu. To takie mobilizujace do dalszego działania. Ludziom się podoba, czyli robie cos fajnego. Może wartałoby to jakos wykorzystac. Już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie szkoła aranżacji wnętrz. Może się kiedyś zbiorę :)
A na koniec dziewczyna powiedziała eM, że gratuluje mu takiej żony z takimi pomysłami...hmmmmm...bez komentarza...
PS. a tak w ogóle, to ludzie bardzo miło sie zachowali - w podziekowaniu za mozliwosc obejrzenia parkietu wreczyli eM winko i to chilijskie :)))

MIESZKANIE OBLANE

I już po imprezie. Tak zwane parapety zostały oblane, mieszkanie opite (oj opite, opite) :) Zdecydowanie mogę ją zaliczyć do udanych. Było prawie 40 osób licząc z nami (w tym 5 maluchów) - takie małe wesele :)))
Większość czasu spędziłam oczywiście w kuchni. Właśnie w takich chwilach błogosławię fakt, że jest ona otwarta na salon - cały czas byłam obecna, wszystko widziałam, rozmawiałam z ludźmi a jednocześnie robiłam to co miałam robić, czyli karmiłam przekąskami zebranych :)
Co było:
* parówki w cieście francuskim
* wyfiletowane udka z kurczaka w sosie miodowym
* a'la zapiekanki na bagietce
* sałatka gyros z kurczakiem
* sałatka cioci Geni
* sernik na zimno z truskawkami
* słodkie rogaliki drożdżowe z konfiturą z dzikiej róży
* przystawki różniste
* słodycze
* kanapeczki, warzywka
Jedzenie poszło praktycznie w całości - ufff, czyli smakowało :)
Dostaliśmy tez sporo bardzo fajnych prezentów, wszystkie się przydadzą, żaden sie nie powtórzył - jesteśmy bardzo zadowoleni. Przede wszystkim jestem strasznie szczesliwa, ze tylu znajomych sie pojawiło u nas - bo to na nich czekaliśmy a nie na podarki.

środa, 23 czerwca 2010

PRZED PARAPETÓWKĄ

Szykujemy się do sobotniej imprezy. Zapowiada się całkiem sporo osób - możliwe że około 30-stu :) Spraatmy, doprowadzamy do ładu i składu to co piwinniśmy doprowadzic do takiego stanu. Brakuje jeszcze mnóstwa rzeczy, ale co tam - nie od razu Rzym zbudowano, i MY damy rade :)

Intensywnie myślę nad menu...

NOC ŚWIĘTOJAŃSKA

Noc Kupały, sobótka obchodzona w najkrótszą noc lata...hmmm...jakiego lata chciałoby sie rzec. Za oknem widzę chmury a słońce dawno temu schowało się gdzie głęboko.
U nas juz bardziej wspominana niz obchodzona. Nie ma już dzikich tańców panien wokół ogniska, wianki puszcza się rzadko. Chciałabym mieć możliwość przemieszczenia sie w czasie i zobaczyc jak było kiedys, dawno temu - wtedy kiedy wierzona w mityczne siły i bóstwa a zwyczaje i obrzedy słowiańskie traktowane były z czcią.
"Noc sobótkowa była również nocą łączenia się w pary. Niegdyś kojarzenie małżeństw należało do głowy rodu oraz starszyzny rodu i wynajmowanych przezeń zawodowych swatów. Ale dla dziewcząt, które nie były jeszcze nikomu narzeczone i pragnęły uniknąć zwyczajowej formy dobierania partnerów, noc Kupały była wielką szansą na zdobycie ukochanego. Młode niewiasty plotły wianki z kwiatów i magicznych ziół, wpinały w nie płonące łuczywo i w zbiorowej ceremonii ze śpiewem i tańcem powierzały wianki falom rzek i strumieni. Trochę poniżej czekali już chłopcy, którzy – czy to w tajemnym porozumieniu z dziewczętami, czy też liczący po prostu na łut szczęścia – próbowali wyłapywać wianki. Każdy, któremu się to udało, wracał do świętującej gromady, by zidentyfikować właścicielkę wyłowionej zdobyczy. W ten sposób dobrani młodzi mogli kojarzyć się w pary bez obrazy obyczaju, nie narażając się na złośliwe komentarze czy drwiny. Owej nocy przyzwalano im nawet na wspólne oddalenie się od zbiorowiska i samotny spacer po lesie.
Przy okazji rzeczonego spaceru młode dziewczęta i młodzi chłopcy poszukiwali na mokradłach kwiatu paproci, wróżącego pomyślny los. O świcie powracali do wciąż płonących ognisk, by przepasawszy się bylicą, trzymając się za dłonie, przeskoczyć przez płomienie. Skok ów kończył obrządek przechodzenia przez wodę i ogień, i w tym jednym dniu w roku swojego czasu stanowił podobnie rytuał zawarcia małżeństwa."


Tam w dolinie nad Wisłą
Siedziała dziewczyna
Była piękna jak różany kwiat
Bratki i róże zbierała sobie
Wiła wianki i rzucała je do falującej wody
Willa wianki i rzucała je do wódy
A gdy sobie nad Wisłą
Wianeczki swe wiła
Przyszedł młody marynarz di niej
"Miła ach miła" - tak szeptał on jej
I żegnała się niebawem ze swym pięknym marynarzem
Bo odpływał jej marynarz hen we świat
Gdy w dolinie nad Wisłą
Minęły miesiące
Ona z maleństwem roniła łzy
Miłość ach miłość sprawiła jej to
I rzuciła się z rozpaczy do tej falującej wody
I tam w nurtach Wisły swój znalazła grób

wtorek, 22 czerwca 2010

DROŻDŻOWE ROGALIKI NA SŁODKO

W sobotę wpadli do nas goście, koleżanka przyniosła przepyszne ciasto jabłkowe z cynamonem. Rewelacja! Wtedy sobie pomyślałam, że w kwestii pieczenia jestem dosłownie "cienka". Fakt, jakoś za bardzo się do tego nie przykładałam. Jak nie miałam czasu to znowu co innego wypadało a jak już miałam straszną ochotę coś zrobić to w końcu kończyło się na słomianym zapale. Aż wstyd mi się zaczęło robić... A przecież fajnie by było błysnąć przed eM i zrobić coś pysznego do jedzenia :)

Teraz do rzeczy - od jakiegoś czasu podczytuję bloga White Plate - wspaniałe przepisy, świetne zdjęcia - ślinka leci na sama myśl o tych pysznościach :) Wczoraj Liska pisała o rogalikach "Ocalić od zapomnienia: słodkie rogale drożdżowe" Przeczytałam, popatrzyłam na te pyszne cuda i nabrałam ochoty na pieczenie. Tak po prostu - sama siebie zaszokowałam tym zrywem pieczeniowym. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie skończyło się na słowach, ale naprawdę upiekłam rogaliki!!! :) Wyszły rewelacyjnie, delikatne, drożdżowe ciasto, marmolada z dzikiej róży i posypka pudrowa na wierzchu - rozpływają się w ustach. Jestem z siebie niesamowicie dumna, że się zdecydowałam i że mi wyszło. Chyba pierwsze lody zostały przełamane :)
Co do samego ciasta - dodałam tylko 2 jajka, mniej mąki i mniej mleka, bardziej chyba "na oko" i wyczucie robiłam. Ciasto wyrosło do tego stopnia, że z jego połowy zrobiłam prawie 40 sztuk a resztę zamroziłam (bedzie na później, swieże są najlepsze).
Żebym nie była gołosłowna - kilka zdjęć :)




PS. juz rozgladam się za jakims innym ciekawym przepisem :)


środa, 16 czerwca 2010

PROBLEMY Z AKTAMI

Tak jak w tytule - zaczęły się problemy z aktami notarialnymi. Developer zwodzi nas od kilku tygodni i przekonuje że akty już są przygotowywane, jeszcze tydzień i tak non stop. Wczoraj wysłał maile do mieszkańców naszych dwóch domów, że zaprasza na spotkanie w związku z aktami. Nie poszliśmy - przecież o takich waznych sprawach jak spotkanie powiadamia się przynajmniej dzień wcześniej, żeby nic na ten termin nie planować lub odwołać to co zaplanowane...Brak słów. I to nie tylko MY. Było w sumie 2 osoby na jakies 15 mieszkań.
Wiekszość osób ma ze sobą kontakt za sprawą mojego eM. Chyba jeszcze o tym nie pisałam, ale eM kilka tygodni temu wpadł na genialny pomysł i założył forum mieszkańców naszych dwóch domów. Ja zrobiłam ulotki, powtykaliśmy je w drzwi. Już następonego dnia był odzew. Do tej pory jest zarejestrowanych użytkowników i napisaliśmy 230 postów :) Wszystkim pomysł forum bardzo się podoba. Możemy się bardziej poznać, porozmawiać. W realu nie zawsze jest to możliwe - każdy pracuje, ma jakieś obowiązki, wyjazdy. A tak mamy ze soba mniej więcej stały kontakt i powiadamiamy się o różnych rzeczach związanych na przykład z aktami.
A co z nimi...
Otóż nasz developer jakies 2-3 tygodnie temu przesłał każdemu z osobna mail'a ile bedzie kosztował nas akt notarialny. Jak to zobaczylismy szczęki nam opadły z wrażenia. Wyszło 2x tyle niż przewidywalismy. Koszt aktu jest ustalony prawnie, więc można łatwo go policzyć:
1050 pln(dla kwot z przedziału 60tys -1 milion pln) podstawy + 0.4%*nadwyżka powyżej 60 tys z umowy przedwstępnej + koszty sądowe + opłata 9 pln za każdą strone aktu i odpisów +VAT
Oczywiscie dochodzą koszty sądowe, ale to i tak wychodzi dużo mniej niż przewidywał developer. Od czasu mail'i zaczęła się żywa dyskusja z sąsiadami o aktach. Stwierdziliśmy w końcu, że nie chcemy notariusza od developera, sami sobie znajdziemy (wlaściwie już znaleźliśmy). Notariusz polecony przez naszą sąsiadkę wyliczył koszty aktu mniej więcej tak jak sami go policzyliśmy. Będziemy dyskutować z developerem na ten temat. Dzisiaj zorganizowaliśmy pospolite sąsiedzkie ruszenie i nacieramy na developera. Spotykamy się o 20-stej przed domami i idziemy do jego biura. Oby nam tylko nie zwiał (podejrzewamy jedną/dwie osoby o szpiegostwo i donosicielstwo). Niech nie myśli że trafił na grupę idiotów, którzy będą tańczyć jak on nam zagra.
Nastroje są iście bojowe. Zobaczymy jak rozwinie się sytuacja. Oby tylko doszło do spotkania.
A tak na marginesie jeszcze - fajnych sasiadów mamy :)))

poniedziałek, 14 czerwca 2010

TOALETKA

Patrzę przez okno i nie wierzę dosłownie...Jak to możliwe żeby temperatura spadła aż o tyle stopni w tak krótkim czasie??? Weekend był cudowny, ciepły, wręcz goracy a dzisiaj znowu jakaś masakra za oknem.
ech
Weekend minął szybko, ale był bardzo udany. Zrobiliśmy trochę rzeczy, nadrobiliśmy zaległości i odpoczeliśmy jeszcze na dodatek.
Może po kolei.
W sobotę w ciocią i wujkiem eM wybraliśmy się na piknik lotniczy w Góraszce. Bardzo lubię ogladać samoloty. Zaraził mnie tym oczywiście eM juz podczas pierwszego spotkania. Teraz to się tylko pogłębia :) Na Góraszce pierwszy raz byliśmy razem 2 lata temu. Pokaz Żelaznych zrobił na mnie ogromne wrażenie. W tamtym roku wybraliśmy się do Radomia na Air Show. Pokazy zwłaszcza te w wykonaniu Red Arrows i fińskiej grupy akrobatycznej, której nazwy nie pamiętam powaliły mnie na kolana. A potem ta koszmarna katastrofa SU-27. Straszne...
W tym roku wybraliśmy się na Góraszkę po raz drugi i jak zwykle nie zawiedliśmy się. Pokaz szybowcowy był niesamowity. Pierwszy raz widziałam szybowca wykonującego tak niesamowite ewolucje w powietrzu. Delikatność i gracja - to słowa idealnie oddające akrobacje szybowcowe. Byliśmy i nadal jesteśmy urzeczeni. I oczywiście samoloty z lat 40-stych, 50-stych...Coś wspaniałego. Pogoda dopisała niesamowicie. Upał, ponad 30 stopni momentami aż uniemożliwiał dłuższe stanie na słońcu. Cień był zbawieniem :)
A po Góraszce, po powrocie do domu, zabrałam się w końcu za porządek na balkonie. Dokończyłam nareszcie sadzenie kwiatów, przesadziłam kilka zaszczepek. 3 godziny taplania się w ziemi, ale udało się. Nasz ogródek jest już nareszcie skończony.
A teraz najważniejsze - tak jak w tytule - nareszcie zabrałam się za toaletkę! Ogromną niespodziankę zrobił mi eM w piątek - ten mój kochany cichociemny :))) Nic nie wspomniał nawet słówkiem w czasie dnia jak się kontaktowaliśmy - wyszlifował mi całą toaletkę. Wracam z pracy a na balkonie stoi to moje cudo za 50zł pozbawione starej paskudnej warstwy lakierowej. Moja radość była olbrzymia. No i jak tu nie wielbić takiego człowieka jak eM!!!
Bejcowanie poszło całkiem sprawnie. Położyłam dwie warstwy, miejscami 3 i dwie warstwy lakieru satynowego. Słoneczko ładnie przygrzewało, wiatr suszył - toaletka już wczoraj wieczorem była gotowa do użytku :)))
Oto efekt po położeniu ostatniej warstwy lakieru:



Tak wyglądała po przeszlifowaniu przez eM:







Żałuję, że nie mam zdjęcia jej pierwotnego wyglądu. Była mniej wiecej w kolorze ciemnego brązu przechodzącego miejscami w rudy. Blat był delikatnie podziurawiony i porysowany, więc trzeba było sporo zeszlifować z wierzchu. Udało się!!! Toaletka wygląda genialnie. To moja kolejna duma :) Dojdą dodatki i bedzie super :)))





PRZYBORNIK KUCHENNY

Nareszcie znalazłam chwilkę na zrobienie zdjęcia wybejcowanemu przybornikowi kuchennemu :) W oryginale był w kolorze jasnego drewna. Nie chcieliśmy się go pozbywać, bo jest naprawdę bardzo fajny - jedyne wyjście t obejcowanie. A oto efekt końcowy:
Wyszło naprawdę bardzo fajnie, ciemna bejca delikatnie podkreślona satynowym lakierem.

piątek, 11 czerwca 2010

SEZON TRUSKAWKOWY



Nareszcie nastał sezon truskawkowy!
Cały rok czekam na te pyszności, więc jak już się pojawią spożywam w olbrzymich ilościach - a co tam. Zwykłe, z jogurtem i cukrem - to moje ulubione. Albo w formie dodatku do sernika na zimno. Wspomniany sernik stał sie moim znakiem rozpoznawczym. Zawsze mi wychodzi pyszny - nie chwaląc się oczywiście :) I koniecznie dodaję galaretkę agrestowa. Tylko delikatna kwaskowatość agrestu tak świetnie podkreśla smak truskawek - sprawdzone, przetestowane, pyszne :)))






poniedziałek, 7 czerwca 2010

PRACOWITY WEEKEND

Zaczynamy wszystko powoli ogarniać. Chowamy, przekładamy, wywalamy...Raz jest porządek, za chwilę już masakryczny burdel.
Ciesze się bardzo z kilku porządkowych rzeczy;
* porzadek w szafie w sypialni
* nareszcie pochowalismy rzeczy do duzej szafy wnękowej
* porządek z reklamówkami i torbami foliowymi
* dokończenie bejcowania
To były sprawy, które spędzały mi sen z powiek od dawna, ale ciagle było cos innego do robienia, ciagle cos wypadało. W ten weekend nareszcie się udało :) Wczoraj chciałam zrobic kilka zdjęc tych moich bejcowych rzeczym, ale czasu zabrakło a jak czas sie znalazł, to ciemno sie zrobiło :( W kazdym bądź razie, bejcowanie zaczęłam chyba 3 tygodnie temu, nałozyłam dwie warstwy i koniec. Albo padała deszcz, albo cos innego musiałam zrobic. Wczoraj w końcu było piekne słońce, więc nałożyłam dwie ostatnie warstwy bejcy i jedna lakieru. Chlebak i przybornik kuchenny beda dzisiaj wieczorem zdatne do uzycia :) Zmieniłam w ogóle kolor bejcy - wstepnie malowałam ciemnym orzechem, ale podczas ostatniego wypadu do Leroya kupiłam bardzo fajna w kolorze wenge. Efekt wyszedł genialny, taki jak chciałam. Wreszcie wszystko bedzie do siebie pasowało :)
Zdjecia zrobie dzisiaj.
Zrobiłam jeszcze jedna rzecz - zaczęłam odnawiac moja toaletke :))) Juz prawie 2 miesiace mineły odkad ja kupiłam. Stała sobie taka samotna, zakurzona, zaniedbywana...czeka biedna na szlifowanie. Potem bejcowanie, lakierowanie i bedzie piekna (taki mam plan) udało mi się w końcu przeszlifowac szufladki toaletki. Pozbyłam sie okropnej wierzchniej warstwy, wygładziłam i nałożyłam bejcę i lakier. Powiem szczerze, ze szufladki wygladaja super!!! Musze je jeszcze raz polakierowac, dno wyłożyć materiałem, przykręcic uchwyty...Ale poczatek toaletki juz jest. Mam ją zamiar skończyć w tym tygodniu. Za długo juz na nia czekam, zeby ja jeszcze dłuzej zaniedbywac :)

środa, 2 czerwca 2010

KOLOROWE DODATKI

Wczoraj przez przypadek trafiłam do Leroya. Juz nawet nie pamiętam w jakim konkretnie celu pojechałam :) Wróciłam obładowana - niby kilka rzeczy, ale jedna mocno gabarytowa a druga cieżka. I tak kupiłam podstawkę i pojemnik do świeczek wykonane z kolorowego szkła. Bardzo ładne. Zmieniłam nieco ich przeznaczenie, otóż od wczorajszego wieczora służą za kubełek na łazienkowe szpargały umywalkowe :)
Udało mi się też zakupić bardzo ładny dywanik w soczystym zielonym kolorze z przeznaczeniem również do łazienki. Wreszcie zagościł w tym pomieszczeniu kolor - aż się lepiej poczułam. Mimo, że uwielbiam nasze płytki, bez konkretnego koloru czuję się dziwnie i pusto.
Z Leroya wyszłam również z opakowaniem 2,5l farby Stalowa Magnolia. Zabrakło nam ciut na przedpokój a niestety Śnieżka nie robi mniejszych opakowań...
Od wczoraj mamy również cyferki z numerem mieszkania na drzwi zewnętrzne - wreszcie bedzie można do nas trafić :)

Co do samej łazienki.
W tamtym tygodniu przyszła do nas dostawa od stolarza. Zamówiliśmy lustro do łazienki, wieszak zabudowany na przedpokój i półkę do tegoż wieszaka. Człowieka znalazłam na Allegro - jakżeby inaczej :) Spodobały mi sie jego wyroby i ceny. Przede wszystkim jednak znalazłam u niego lustro takie jakiego potrzebowaliśmy. Idealnie przykryło wystajacy ze ściany przewód (zle to przemyslelismy) Dodatkowo lustro posiada dwie pionowe ramy i wyglada bardzo elegancko.

Może kilka zdjęć, niestety są ciut przyciemne...












PS. Asiulku, zdjecia szaf oczywiscie bedą jak je juz odpylę i wysprzatam. Nie ma co wstawiać "usyfione" zdjęcia :)