czwartek, 25 lutego 2010

SZURU-BURU

No i się doczekaliśmy prawdziwego sprzątania. Praktycznie cały poprzedni weekend spędziliśmy w naszym nowym mieszkaniu szorując i czyszcząc co się dało :-) Na pierwszy rzut poszły białe płytki i fugi. Na kolanach spędziłam kilka bitych godzin i czyściłam, ale wyczyściłam. HA! Mała szczoteczka i woda z octem czyni cuda. Wszystko teraz pięknie lśni a żeby lśniło jeszcze dłużej, zostało pociągniete impregnatem. Ale co się narobiliśmy to tylko my wiemy. W niedzielę wieczorem nie czułam kolan i kręgosłupa. Zresztą eM podobnie. On z kolei przykręcił kibelek do stelaża - pięknie się już prezentuje na tle GRAFITO :-) Skręcił też sam kabinę! Fachowiec polecony przez sklep w którym ją kupiliśmy, za montaż krzyknął 700zł!!! Włos się jeży na głowie ile kasy chciał. Ale jej nie dostał, bo powoli metodą prób i błędów podbitą odrobina nerwów, z pomocą mało pomocnej instrukcji, eM skręcił kabinę (z moją niewielką pomocą) Mistrzu nie ma co!!! A na dodatek mój mistrzu :-)


PS. skleroza masakryczna, pisze o kabinie a zdjecia są gdzieś tam ale nie tutaj :-) Już wrzucam:





PS2: w rzeczywistości wygląda duuuuuuuuuuużo lepiej niż na zdjęciu :-) I nie mówię tego dlatego, że to nasza kabina, ale tak jest naprawdę. Wanna jest szeroka i bardzo wygodna a ja się mogę w niej swobodnie wyciągnąć. Najlepszym wyznacznikiem jest jednak eM - przy jego 190cm wzrostu może sie w niej swobodnie rozłożyć.
Ach, my juz zyjemy ta sauną i bąbelkami :-)))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz