czwartek, 24 listopada 2011

ŚLUBNE ARCHIWUM PRZYGOTOWAWCZE - MIX

O rany, tyle tego wszystkiego się nazbierało, że jestem na siebie coraz bardziej zła, że nie pisałam wcześniej systematycznie...

No nic, jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć i B :)

***

OK, ślubnie po raz kolejny :)))
A więc po kolei podsumowując na początek mnie - suknię miałam zamówioną a buty kupione (Deichmann za 69zł - szał ciał dosłownie, ale były takie jak chciałam czyli proste na wysokim prostym obcasie, bez zbędnych ozdób)

***

Kilka słów o biżuterii. Chciałam tylko kolczyki i bransoletkę. Ponieważ suknia jest w miarę strojna poprzez szeroka spódnicę i kryształkowa aplikację na gorsecie, nie mogłam sobie pozwolić na naszyjnik. Dlatego właśnie zdecydowałam się na większe kolczyki - tak dla wyrównania proporcji :) Przemierzyłam sporo sklepów, ale nic nie znalazłam. Albo było same "badziewie" albo jak juz trafiłam na coś super, to miało mega zaporową cenę. Wtedy postanowiłam zrobić sobie biżuterię ślubną osobiście. Pojęcie o tym jakieś miałam, bo już takie rzeczy kiedyś robiłam. Kupiłam na allegro trochę kryształkowych koralików Swarovskiego i szklanych, trochę świecidełek, łańcuszków i zabrałam się za "dziubanie". W kilka wieczorów powstała bransoletka i kolczyki. Bardzo mi się podobało, tymbardziej, że sama je zaprojektowałam i sama wykonałam.
Kolczyki o kształcie podwójnej łezki dosyć długie ze srebrnymi dodatkami. Bransoletka to prawdziwy misz-masz. Zwykła prosta ze szklanych kryształów a do niej podoczepiane łuki z innych świecidełek :) Miała sprawiać wrażenie "dużej i bogatej" a jednocześnie nie przytłaczać sobą mnie i sukni. Chyba mi się udało :)


***

Makijaż i fryzura to kolejny dylemat. Pomogło GRONO. Tam jest taka masa informacji, że nie sposób wszystkiego przetrawić :)
Poczytałam o różnych wizażystkach i w końcu wybrałam Paulinę Sobotę. Opinie miała dobre i miałam dobre przeczucie co do niej. Na próbny makijaż i fryzurę umówiłyśmy się około połowy lipca. Pierwsze wrażenie - zwariowana osóbka o bardzo miłym uśmiechu. Gaduła :) Zapytała o suknię, kwiaty, dodatki i moje preferencje. Profesjonalnie :)
A co ja chciałam? Na pewno uczesanie na bok, tak zwane półupiecie i mocniej podkreślone oczy - to była podstawa. Paulina skakała nade mną jakieś 3 godziny. Wyszło bardzo ładnie.
W domu wyoglądałam się na 7 możliwych stron - wiedziałam już co chcę zmienić. Na pewno nie Paulinę - oczy chciałam mieć jeszcze mocniej podkreślone a włosy bardziej zaczesane na bok a nie do góry.
Dzisiaj mogę napisać, że Paulina w dniu ślubu spisała się na medal - zrobiła wszystko tak jak potrzeba a nawet lepiej :)))

***

Kwiaty to kolejna pozycja.
I tutaj też z pomocą przyszło mi Grono. Znalazłam Kwiatową Pracownię i Joannę Lewandowską. Niesamowita osoba. Bardzo zdolna.
Wstępnie myślałam o cantadeskach, ale za dużo ich wszędzie w ślubnym światku, więc zrezygnowałam. Asia zaproponowała mi storczyki i ... mieczyki! Tak - te długie mieczyki.
Chciałam mieć wiązankę w różu a dodatki na salę w bieli. Asia pokazała mi wiele różnych zdjęć i kwiatów. Zdecydowałam się na wiązankę leżącą na zgiętej ręce - ciężko wytłumaczyć, pokażę na zdjęciach :) na stołach miały stać wysokie wazony a w nich białe storczyki w wodzie + satynowe tasiemki natomiast na stole głównym, czyli naszym kompozycja kwiatowa z białych mieczyków, róż i już sama nie pamiętam z czego jeszcze :)

***

Bieliznę zamówiłam w sklepie internetowym Ślubna Bielizna.pl Czy to jest już jakieś uzależnienie od internetu??? Biała klasyczna ślubna - biała bardotka, stringi (chciałam normalne majtki, ale akurat nie było w tej kolekcji) i pas do pończoch. Dlaczego akurat ten wzór? sama nie wiem... Chyba spodobała mi się prostota tych fatałaszków - delikatne koronki i tiule, kilka kryształków.
To był dobry wybór - polska firma, piękny wzór, super uszyte - polecam!


***

Zaproszenia robiłam w między czasie - były pod pełną kontrolą.
Zrobiłam trochę zawieszek na alkohol, żeby butelki jakoś wyglądały - tasiemka satynowa i stickersy obrączkowe:





Jak już jestem w temacie alkoholowym.
Zdecydowaliśmy się na stół wiejski na sali weselnej. To dodatkowy koszt 1200zł, ale fajna sprawa zarazem. A jak są szynki, kiełbasy i bigos to muszą być też nalewki :) Uwelbiam nalewki, eMek zresztą równiez, dlatego sami tez sobie cos tam produkujemy. Z okazji jednak naszego wesela, powstała rodzinna mobilizacja i masowa produkcja nalewek. Jakie kto umiał :D I tak my dostarczyliśmy imbirówkę, mój teść winogronówkę (zabiłabym za nią, jest taka pyszna) i pigwówkę a ciocia Stenia i wujek Staś przygotowali truskawówkę, mirabelkówkę i mandarynkówkę :))))
Trochę tego się nazbierało! Na allegro kupiłam ładne butelki, zrobiłam etykiety - powstała całkiem przyjemna kolekcja alkoholowa. Fabryka Wódek Zdrowotnych prezentuje:



To tylko kilka butelek, reszta nie zmieściła się już w kadrze :)

***

Ostatnimi rzeczami, które przygotowywałam na salę była księga gości - nie mam jeszcze jej zdjęć wiec pokażę ją mam nadzieję niedługo - oraz plan sali i usadzenia gości.

Tak wyglądał spis rzeczy na dzień 23-ci wrzesień czyli dzień przed ślubem.
Stres miałam coraz większy.
3 dni przed ślubem byłam już w domu na urlopie. Niestety byłam sama. eMek musiał służbowo wyjechać do Antwerpii w środę, wracał dopiero w piątek z rana. Cały ten jego wyjazd strasznie wyprowadził mnie z równowagi. Niby wszystko było, ale tak strasznie go potrzebowałam, żeby był :( Brakowało mi go bardzo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz