piątek, 25 listopada 2011

ŚLUBNE ARCHIWUM PRZYGOTOWAWCZE

Blogowa spowiedź przedślubna byłaby niekompletna gdybym nie wspomniała o jeszcze jednym wydarzeniu a właściwie o jednym wydarzeniu i jednym wieczorze :)))

Wydarzenie:
dwa tygodnie przed ślubem okazało się, że organistka (w naszym kościele gra i śpiewa kobieta) nie może być na naszym ślubie, ponieważ ... ma swój własny ślub :D
Wszystko super, fajnie tylko dlaczego nie powiedzieli nam tego na samym początku załatwiań kościelnych... Taki dodatkowy stres jest kompletnie nie wskazany. Zaczęłam poszukiwania kogoś na zastępstwo - znalazłam kilka dni później bardzo miłego Pana - nie pamiętam już niestety nazwiska. Polecony, ale nie słyszeliśmy wcześniej jak gra czy tez "śpiewa", wiec tak trochę w ciemno go wzięliśmy. Ale wyszło super - bardzo nam się podobało, może oprócz pierwszego marsza na wejście - za bardzo "przerysowany" i ciut za długi :)

Natomiast wieczór, to oczywiście wieczór panieński :)
Zorganizowała mi go moja niezastąpiona sąsiadka, ale i przyjaciółka - zdecydowanie tak ją powinnam nazywać. Zanim zabrała się planowanie, odbyłyśmy rozmowę o tym co bym chciała a czego nie. Nie jestem już małolatą, która potrzebuje faceta wijącego się u jej stóp czy tez słuchania niewybrednych żartów rozgorączkowanych koleżanek. Chciałam żeby było miło a jednocześnie inaczej niz zazwyczaj - trochę w domu, limuzyna, disco... ble, to nie dla mnie.
Asia spisała się na medal a nawet dwa medale. W ogóle wszystkie dziewczyny były niesamowite. Przygotowały dla mnie wieczór w stylu orientalnym - uwielbiam takie klimaty. Było indyjskie jedzenie, indyjsko-arabska muzyka w tle, mnóstwo świeczek oraz tancerka brzucha :) Kilka lat temu uczyłam się belly-dance a ponieważ dziewczyny wiedziały, że bardzo to lubiłam, wiec zaproszeniem tancerki chciały sprawić mi przyjemność. I sprawiły ogromną. Trochę potańczyłyśmy, trochę się pouczyłyśmy, na koniec obejrzałyśmy pokaz tańca - było pięknie.
Jak się potem okazało mój cudowny już mąż - cichociemny partyzant, dostarczył Asi moje stroje i chusty do tańca, dzięki czemu mogłam się przebrać w orientalny strój.
Było naprawdę cudownie!





Tort również orientalny - podobno mocno zdziwiona minę miałam jak go zobaczyłam:




I na koniec wieczoru tradycyjnie pytania i odpowiedzi czyli sprawdzanie mojej wiedzy o upodobaniach mojego narzeczonego :) Śmiechu było co nie miara, momentami śmiałyśmy się do łez.

Szkoda że wieczór skończył się tak szybko. Mam teraz wspaniałe wspomnienia i zdjęcia oraz prezenty w postaci fikuśnej bielizny (jakżeby inaczej) i dyplomu :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz